Główny Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie, (a ściślej Departament Zwalczania Przestępczości Środowiskowej) podjął działania w sprawie niszczenia działki miejskiej, oddanej niedawno w dzierżawę inwestorowi Sanssouci. Łąka, na której w przyszłości mają znajdować się parkingi - mimo że miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego ich nie przewiduje - została zasypana zwałami ziemi, gruzu i śmieci osuwającymi się na biegnący jej skrajem strumień. Skoro władze miasta nie potrafią dopilnować, żeby gminny teren nie stał się śmietniskiem, muszą to zrobić inne, zewnętrzne instytucje.
Najgorsze jest jednak to, że wymieniona wyżej działka nie jest w naszym mieście odosobnionym przypadkiem. Tuż obok niszczonej łąki znajduje się teren Natury 2000, należący do Lasów Państwowych, który także jest dewastowany przez wspomnianą hotelową inwestycję. Podobnie dzieje się w kilku innych częściach miasta, w których nabywcy działek nie liczą się z nikim i z niczym.
Dlatego warto odświeżyć sobie historię budowy stobnickiego zamku z Wielkopolski i przypilnować, żeby działania inwestorskie w Karpaczu nie posunęły się za daleko. Proces dotyczący afery stobnickiej rozpocznie w ciągu najbliższych kilku miesięcy przed sądem w Obornikach. Na ławie oskarżonych zasiądzie sześć osób, w tym inwestor i urzędnicy starostwa. Zarzuty dotyczą m.in. poświadczenia nieprawdy w dokumentach, realizowania inwestycji wbrew przepisom, a wiec na terenie Natury 2000 oraz wydanie pozwolenia na budowę, które było działaniem na szkodę interesu publicznego. Najpierw stanowisko stracił wojewoda wielkopolski, a następnie Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego stwierdził, że pozwolenie na budowę jest nieważne.
Obecnie budowa zamku jest mocno zaawansowana i nie wiadomo, czy, jak i kiedy się zakończy. O całej aferze przypomniał, przed dwoma dniami w obszernym artykule portal onet.pl. Proponuję przeczytać – ku przestrodze. TUTAJ