Kończy się lato i nadchodzi nieuchronnie mniej słoneczna i smutniejsza pora roku. Czas na przygotowanie się do podsumowania minionych wydarzeń i wyciągnięcia wniosków na wielu polach. Gazeta Wrocławska zabrała się za temat, którym nikt nie chce się zajmować i przygotowała dosyć ponury ranking. Redakcja, na podstawie danych GUS opracowała zestawienie dolnośląskich gmin, w których rośnie współczynnik umieralności. Wskaźnik ten pokazuje, że w Polsce umiera rokrocznie około 10 osób na 1000 mieszkańców.
Tymczasem Dolny Śląsk jest w czołówce regionów, w których współczynnik umieralności przekracza średnią, a w niektórych miejscowościach jest grubo powyżej przeciętnej. Nasze miasto znalazło się w tym niechlubnym zestawieniu, mniej więcej w środku, jakby nie wystarczało, że liczba Karpaczan z innych powodów, i tak systematycznie, od lat maleje. W 2019 r. Karpacz „osiągnął” wynik 15,45, czyli na 1000 mieszkańców zmarło aż piętnaście i pół osoby. Co z tego, że Bolków, na przykład przekroczył liczbę 16, a Wiązów – 20? Jak wytłumaczyć, że bogate miasto, z wysokim dochodem na mieszkańca, w którym nie ma praktycznie bezrobocia, a słowo „rozwój” wymawiane jest co chwilę, ma tak duże problemy demograficzne? Że oprócz tak zwanych „inwestorów”, mieszkańcy nie widzą tutaj dla siebie przyszłości?
Wydaje się, że najpoważniejszą przyczyną są błędy w zarządzaniu Karpaczem, który już od wielu lat nie ma strategii rozwoju i nie wie, w którym kierunku iść. Ten kurczący się „rozwój”, już od dwóch dekad paraliżuje miasto.
A równocześnie, oligarchowie i przedstawiciele
władzy radzą w Karpaczu w czasie pandemii, jak żyć po pandemii. Nawet Davos
zmieniło termin… TUTAJ