środa, 10 października 2018

Jak burmistrz Malinowski walczy z burmistrzem Jęckiem


      Po czterech latach rządów obecnego burmistrza, były burmistrz Karpacza zapragnął powrotu do władzy. Wystawił swoją kandydaturę niepomny tego, że Karpaczanie mogą jeszcze pamiętać, jak wyglądało jego panowanie. Najwyraźniej liczy  na to, że większość mieszkańców ma pamięć złotej rybki i że uwierzy w bajki z mchu i paproci. 

Były burmistrz podpowiada obecnemu, że miasto powinno brać aktywny udział przy wydawaniu pozwoleń na budowę i że nie reaguje, gdy inwestorzy naginają przepisy. Wspomina przy okazji o niezachowaniu procentowego udziału terenów zielonych. Bardzo się martwi rosnącymi apartamentami na Wilczej Porębie i sugeruje, że on nigdy by do tego nie dopuścił. 

Podkreśla, że  każdą ważną inwestycję poddawał publicznej debacie, a za przykład podaje trzy koncepcje zabudowy łąki między Staszica a Skłodowskiej. Twierdzi, że każdą konsultował z mieszkańcami. Mówi tak: „Zawsze byłem i dalej jestem za rozwojem Karpacza, ale w sposób odpowiedzialny”.

Nie ma sensu rozwodzić się nad tym, jak wyglądały rządy burmistrza Malinowskiego. Wystarczy krótkie przypomnienie, które przywoła inne obrazy z przeszłości.

Gdzie był burmistrz Malinowski, gdy hotelowi „Gołębiewski” przybyły dodatkowe dwa piętra? Interweniował w starostwie? Czy była reakcja, gdy starostwo wydawało pozwolenie na wycięcie drzew przed  Rezydencją bez zgody konserwatora zabytków?  Czy naprawdę nie pamięta, jak to było z konsultacjami w sprawie podziemnej inwestycji na łące?  Mieszkańców zastąpili przecież członkowie  komisji urbanistyczno-architektonicznej…

Niestety, to, co się działo za rządów burmistrza Malinowskiego, to nie był żaden „odpowiedzialny rozwój”. To był dramatyczny rozwój. Podobnie jest teraz, za rządów burmistrza Jęcka.

 Burmistrz Malinowski wspierał wielkie hotele. Burmistrz Jęcek  wspiera apartamentowce. Zarówno jeden, jak i drugi dopuścili do powstania tysięcy nowych miejsc noclegowych i do betonowania miasta. Różnica między nimi jest więc praktycznie żadna.

Na robienie debat „na niby” między dwoma panami tak, jak to było cztery lata temu, nas zwyczajnie nie stać. Jeżeli Karpacz ma być rzeczywiście naszym wspólnym dobrem to trzeba im wreszcie podziękować. Nie ma innego wyjścia.