Przyjechały wozy Drzymały? Nie, to chciwość przekroczyła i zagarnęła Dziki Potok.
Przygotowania zaczęły się już jesienią ubiegłego roku. Wtedy „ktoś” wyciął zbędne drzewa, zerwał darń z łąki pod lasem i wytyczył miejsca postojowe. Szum się zrobił dopiero wiosną, kiedy przywieziono olbrzymim transportem cztery czarne budy na kółkach i postawiono za Dzikim Potokiem, przy Głównym Szlaku Sudeckim. Bieg górskiego strumienia został zmieniony, a kawałek czerwonego szlaku prowadzącego na Grabowiec przestał istnieć. Świadkiem jego wcześniejszego przebiegu jest już tylko pień strzaskanego drzewa. Szybko okazało się, że gminna biblia, czyli miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego na taką „inwestycję”, w tym miejscu nie pozwala. Powiadomiono nadzór budowlany, była wizja lokalna i zapadła długa cisza, która trwała nieprzerwanie przez wakacje, aż po dziś dzień.
Całe lato hulał biznes, jak się patrzy. Wynajęte domki, mimo że mija połowa września i zrobiło się chłodno nadal są wynajmowane i cieszą się powodzeniem. Rozłożone leżaczki obok bud imitują wypoczynek na łonie natury. Żadnemu turyście nawet nie przyjdzie do głowy, że właśnie tę naturę niszczy. A „przedsiębiorczy organizatorzy” tego procederu liczą kasę, która wpada do ich własnych głębokich kieszeni – bo przecież nie do miasta…
Wóz Drzymały jako symbol nieustępliwości i oporu wobec zaborczej władzy stał się sławny na cały świat i dobrze się zapisał w historii Polski. Czarne wozy, które przyjechały nad Dziki Potok, śmieją się gminnej i powiatowej władzy prosto w twarz. Zamiast kółek mają teraz podmurówkę i stoją sobie, jak gdyby nigdy nic. Są symbolem nieprawdopodobnej bezczelności inwestorów - krętaczy i kompletnej indolencji lokalnych władz.
Pasożytnictwo kombinatorów na koszt Karpacza ma się dobrze. Oni podatków nie płacą.