Z wielką przykrością trzeba stwierdzić, że sesje w nowej kadencji nie rokują zmian na lepsze, przynajmniej na razie. Nadzieją są nowi radni, ale tylko wtedy, gdy wyzwolą się spod kurateli tych „starych” i się usamodzielnią.
Ostatnia, III sesja przypominała bieg zająca przez pole kapusty, gdzie jedną główkę kopnie, drugą skubnie, a trzecią obsiusia. Śmieszne, groteskowo wyglądające głosowania nad numerami projektów uchwał, przypomniały losowania totolotka, albo zabawę w zgaduj zgadulę. Gdyby nie sprawozdania z instytucji kultury, to znowu radni uwinęliby się z sesją w pół godziny.
Burmistrz mówił w trakcie sesji o kontrolach odprowadzania opłaty miejscowej, które wykazują na duże uchybienia, o powrocie kolei do Karpacza i przygotowaniu przez miasto peronu do odprawy podróżnych. Przedstawiał działalność Porozumienia Gmin Górskich – Karpacz należał do założycieli tego ruchu.
Nowi radni nie byli nieśmiali i pytali w „Sprawach różnych” o hopki na ulicach, remont domu socjalnego przy Partyzantów i o patrole prewencyjne. Były też życzenia z okazji Dnia Samorządowca.
Niestety, podsumowując dotychczasowe sesje trzeba stwierdzić, że postęp jest, ale w blokowaniu dostępu do informacji. Rada wdraża nowe metody, żeby mieszkańcy nie dowiedzieli się, jakie decyzje podejmuje władza.
Pewnie nikt w Karpaczu nie przypuszczał, że będzie tęsknić za poprzednią przewodniczącą. Ucinanie przez nią dyskusji i pomijanie faktów były bułką z masłem wobec tego, co się teraz zaczyna dziać. Szybkość karabinu maszynowego, przez którą nie przedrze się żadna sensowna wiadomość - tak prezentują się dziś nowe standardy.